niedziela, 3 września 2017

2 - Dla Ciebie wszystko

Pierwszy dzień w pracy po śmierci Aleksa nie był najłatwiejszy. Wszystko tutaj przypominało mu o przyjacielu, widział go w każdym kącie, w każdej rzeczy. Starał się unikać kolegów, którzy patrząc na niego współczująco i mówiąc jak im przykro z powodu Aleksa, nieświadomie wprawiali go w gorszy nastrój. Przemierzał korytarz szybkim krokiem, ze spuszczoną głową i błagając o jakąś sprawę. W ten sposób wpadł na szefa.
Kazimierz Dzikowski był komendantem już od pięciu lat. Bardzo dobrze znał swoich ludzi i wiedział, że zawsze może na nich liczyć. Był pewien, że i oni wiedzą iż mogą liczyć na niego. Nie lubili jednak zwierzać mu się ze swoich problemów, co wcale go nie dziwiło. Szefem był sprawiedliwym, opanowanym i szczerym. Zawsze mówił, co myślał, bezstronnie oceniał spory i nigdy nie wierzył w plotki o swoich podwładnych. Bronił ich od wszelkich zarzutów i nie wpisywał zbyt wielu nagan. Policjanci pracujący pod jego dowództwem lubili i szanowali go.
Sebastian zawsze był dla niego małą zagadką. Chłopak radosny, pewny siebie, a z drugiej strony niezbyt ufny i zamknięty w sobie. Wiedział, że to wynikało z jego przeszłości. Wychował się w domu dziecka i przez życie szedł sam. Dopiero, gdy spotkał Aleksa odważył się na zaufanie i przywiązanie do kogoś. Kazimierz czuł wielką sympatię do ich obu. Byli wspaniałym duetem i niezwykle żałował tego, co się stało. Wiedział, co czuł Sebastian - on także kiedyś stracił partnera. Też się obwiniał i nie chciał słuchać dobrych rad. Jego ówczesny szef wysłał go na przymusowy urlop, a on postąpił tak samo wobec swojego podopiecznego. I miał nadzieję, że i w jego przypadku to podziałało.
- Gotowy do służby? - zapytał lustrując go wzrokiem. Szatyn skinął głową.
- Jak zawsze. Czy jest już dla mnie jakaś sprawa?
- Napad na sklep jubilerski. Ulica Batorego. Technicy już są na miejscu. Chcesz kogoś do pomocy?
- Poradzę sobie sam.
- Wiesz, że niedługo przydzielę ci nowego partnera. Nie możesz pracować w pojedynkę.
- Mam tylko jednego partnera. I nie potrzebuję nikogo innego - powiedział twardo i oddalił się. Komendant westchnął i patrzył jak policjant znika za drzwiami wydziału. Rozumiał go, ale nie mógł mu ulegać. Sebastian potrzebował partnera, a on musiał trzymać się procedur. Postanowił, że spróbuje porozmawiać z Asią na ten temat.
Do tej niepozornej blondynki miał prawdziwą słabość. Zawsze była chętna do pomocy, pracowała za dwóch i nigdy nie narzekała na niską pensję. Cieszyła się z każdego sukcesu, a porażki przyjmowała z pokorą. Wiedział też, że bardzo zależy jej na Sebastianie i jest w stanie zrobić dla niego wszystko. Szatyn nie dostrzegał jej przywiązania, ale lubił ją i chętnie spędzał z nią czas. Asia jako jedyna z komendy miała na niego jakiś wpływ.
Kazimierz wszedł do biura Asi i Kuby, gdzie trwała właśnie zawzięta dyskusja o sprawie, jaką prowadzili. Wysłuchał jej, doradził, a potem poprosił blondynkę o chwilę rozmowy w cztery oczy. Kuba zrozumiał aluzję i opuścił biuro, zamykając za sobą drzwi.
- O co chodzi, szefie? - spytała policjantka podsuwając mężczyźnie pudełko ciasteczek. Chętnie wyciągnął po nie rękę i wyjaśnił, że chodzi o Sebastiana. Asia słuchała go uważnie i kiwała głową. Miała przeczucie, że ten temat zostanie poruszony. Nie spodziewała się, że nastąpi to tak szybko, ale oczywiście obiecała, że porozmawia z przyjacielem.
- Wątpię, czy będę w stanie coś z tym zrobić. On sam musi się z tym uporać. Potrzebuje czasu. Nie musiałeś mówić mu o nowym partnerze już pierwszego dnia - powiedziała oskarżycielskim tonem.
- Im szybciej to zaakceptuje tym lepiej. Na Boga! Przecież nie dostanie nowego partnera już jutro! Wiem, że nie jest jeszcze na to gotowy. Ja z resztą też nie. Muszę znaleźć kogoś odpowiedniego. Chcę tylko żebyś jakoś go do tego przekonała.
- Dobrze, rozumiem. Wiem, że szef postępuje słusznie.
- Wracaj do pracy. Kuba zdążył już chyba trzy razy zaparzyć kawę.
Asia uśmiechnęła się i pożegnała komendanta. Jej partner pojawił się chwilę później i pytająco uniósł brwi.
- Jakieś kłopoty?
- Mam nadzieję, że nie - odparła z westchnieniem.

Sebastian pracował w pocie czoła. Przeklinał się za swój upór. Mógł przyjąć ofertę pomocy i wziąć ze sobą na przykład Bartka. Poszłoby mu o wiele szybciej i nie miałby wrażenia, że zmarnował mnóstwo czasu. Na miejscu przestępstwa nie było żadnych śladów, a monitoring na niewiele się przydał. Sprawcy byli zamaskowani i poruszali się samochodem bez tablic rejestracyjnych. Policjant zajął się przepytywaniem świadków, od których jednak nie dowiedział się niczego ciekawego, a potem zaczął obdzwaniać paserów i lombardy. Chciał mieć pewność, że dostanie informacje gdyby kradziony towar pojawił się na rynku. Było już południe gdy wrócił na komendę, a był strasznie głodny. Zdecydował więc, że raporty wypełni później, a teraz uda się na przerwę. Z ulgą opuścił puste biuro i zbiegł na parking. Wsiadł do samochodu i ruszył do swojego ulubionego baru. Zawsze jadali tu z Aleksem. Wszyscy ich tu znali, a oni mieli nawet swój własny stolik. Pewnie wiedzieli już o śmierci jego partnera.
Młoda kelnerka uśmiechnęła się do niego i przyjęła zamówienie. Na zrealizowanie go nie musiał czekać długo. Po chwili przy jego stoliku pojawiła się sześćdziesięcioletnia właścicielka lokalu. Bardzo radosna i uprzejma kobieta, która chętnie dawała im zniżki i zabawiała rozmową podczas jedzenia. Ich przyjaźń rozpoczęła się kiedy razem z Aleksem zamknęli gang wyłudzający haracze od okolicznych właścicieli sklepów i restauracji.
- Słyszałam już o wszystkim - powiedziała ze smutkiem, chwytając go za rękę. - Jak sobie z tym radzisz?
- Dzisiaj pierwszy dzień pracy po jego śmierci. Nie jest łatwo.
- Aleks był cudownym człowiekiem.
- Zwykły, parszywy pies - powiedział ktoś z sąsiedniego stolika. Nim pani Helena zdążyła go powstrzymać, Sebastian wstał i chwycił mężczyznę za kurtkę.
- Możesz to powtórzyć?
Mężczyzna roześmiał się pogardliwie i splunął mu w twarz. A potem znowu obraził Aleksa, a Sebastianowi puściły nerwy. Cios był silny i dokładny. Krew prysnęła z nosa mężczyzny, który nie pozostał dłużny i oddał cios. Wywiązała się bójka, a klienci lokalu pouciekali z krzykiem. Pani Helena nie była bojaźliwą kobietą - wzięła miotłę i siłą rozdzieliła walczących.
- Sebastian! - krzyknęła łapiąc go za ramię. - On nie jest tego wart.
Zaatakowany mężczyzna z wściekłością spojrzał na policjanta i wycedził:
- Pożałujesz tego.
A potem wyszedł trzaskając drzwiami. Sebastian otarł krew z nosa i wargi i zwrócił się do pani Heleny:
- Bardzo przepraszam. Pomogę pani posprzątać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz