środa, 3 maja 2017

5 - Rodzinne więzi

Asia siedziała pod domem Rajeckiego już czwartą godzinę i wciąż nic się nie działo. Mężczyzna miał zapalone światło i siedział tak, że widziała tylko tył jego głowy. Wydawało jej się, że czyta gazetę. Stłumiła westchnienie i wykręciła numer do Sebastiana. Przyjaciel odebrał już po pierwszym sygnale.
- Czy u ciebie też nic się nie dzieje? - spytał od razu.
- Zero ruchu - potwierdziła.- Można by pomyśleć, że to grzeczny chłopiec, a nie członek jednego z najgroźniejszego gangu w Polsce.
- To co robimy? Nie możemy przecież siedzieć tak całą wieczność!
- Poczekajmy jeszcze kilka godzin. Może coś się zmieni.
- Zgoda, ale jeśli do północy nic się nie zmieni, wracamy do domów.
Asia niechętnie się zgodziła i odłożyła telefon. Miała nadzieję, że do tego czasu uda im się coś odkryć.

Niestety, szczęście im nie sprzyjało. Dwie godziny później zadzwonił do nich zdenerwowany szef i kazał im wracać na komendę. Policjanci znaleźli ciała ludzi Stankiewicza...
- Ale jak to jest możliwe, szefie?! - denerwowała się Asia. - Przecież my siedzieliśmy pod ich blokami i widzieliśmy ich!
- Najwyraźniej ktoś zrobił z was idiotów! - krzyknął komendant.- Wysłałem ludzi do ich mieszkań i wiecie, co się okazało? - pokręcili głowami. - Że obserwowaliście zwykłe kukły, a ktoś w tym czasie zabił i Rajeckiego, i Frączaka!
Asia z Sebastianem spojrzeli po sobie i spuścili głowy. Wiedzieli, że nawalili. Powinni byli domyślić się, że coś było nie tak. W końcu wydawało im się, że obserwowani są zbyt grzeczni. Teraz już wiedzieli, dlaczego.
Komendant spojrzał na swoich podwładnych i uspokoił głos. Nie chciał żeby myśleli o tym, co im nie wyszło. Wiedział, że starali się jak mogli. Było jeszcze dużo pracy, a on ich bardzo potrzebował. Powiedział więc:
- Jedźcie do tych mieszkań i sprawdźcie wszystko, co tylko możecie. W końcu jakoś musieli dowiedzieć się, że są obserwowani.
Komisarze skinęli głowami i pełni przygnębienia i wściekłości, wyszli z gabinetu. Nie odzywając się zeszli na parking i dopiero tam spojrzeli sobie w oczy.
- Nic z tego nie rozumiem - wyznał Sebastian.
- Ja też nie. Ale jedno jest pewne: ktoś naprawdę robi z nas idiotów i świetnie się bawi. Nie możemy tak tego zostawić. Rozdzielmy się i szukajmy tak, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, że coś przeoczyliśmy.
Mężczyzna skinął głową i wsiadł do samochodu. Chwilę później był już w mieszkaniu Frączaka. Ze wstrętem spojrzał na kukłę siedzącą przy oknie i zaczął się rozglądać. Nigdzie nie mógł znaleźć telefonu gangstera, a w jego komputerze nie znalazł nic ciekawego. Dom wyglądał na prawie niezamieszkany. Tylko ubrania w szafie, niepościelone łóżko i niewymyte naczynia świadczyły o tym, że ktoś w ogóle tutaj przebywa.
- Cholerny czyścioszek - mruknął policjant, mając nadzieję, że jego partnerce poszło lepiej. Już po chwili odebrał od niej telefon i uśmiech pojawił mu się na ustach. Tym razem mieli szczęście.

Spotkali się dziesięć minut później w lesie, niedaleko komendy. Sebastian zdziwił się, czemu od razu nie powiedzą wszystkiego szefowi, ale blondynka szybko mu to wytłumaczyła.
- Słuchaj, znalazłam telefon Rajeckiego, w którym jest esemes o tym, że policja go obserwuje. Numer pewnie jest na kartę i nigdy więcej się nie uaktywni, ale niczego innego nie mogliśmy się przecież spodziewać. Chodzi o to, że ten, kto go wysłał musiał wiedzieć, że będziemy obserwować ludzi Stankiewicza. A przecież wiedzieliśmy o tym tylko ty, ja i szef.
Brunet spojrzał na nią uważnie.
- Chyba nie myślisz, że...
- Że stary jest w to zamieszany? Skądże! Ale co, jeśli u niego w gabinecie są podsłuchy? To by było logiczne. W końcu ze wszystkich decyzji musimy mu się tłumaczyć, a wtedy kret miałby dostęp nawet do tych najbardziej strzeżonych danych. Kto wie, może i w naszych biurach są podsłuchy?
- Aśka, ale co my mamy z tym zrobić? Przecież nawet nie wiemy, kim jest kret!
- No to chyba pora się dowiedzieć, nie?
- Ale jak chcesz to zrobić?
- Najpierw musimy jakoś wyciągnąć szefa z komendy. Najlepiej będzie jak złapiemy go na przerwie obiadowej i tam spokojnie wszystko wytłumaczymy. On zawsze jada w tej samej restauracji więc nie będzie problemu.
- A co później?
- Później trzeba będzie dyskretnie sprawdzić wszystkie biura. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Chwilowo jesteśmy pewni tylko siebie i szefa. Jeśli moja hipoteza będzie prawdziwa, przejrzymy monitoring z korytarzy i spróbujemy dowiedzieć się, kto mógł podłożyć podsłuchy. A na samym końcu zastawimy na niego pułapkę.
- Dobrze, partnerko. W takim razie bierzmy się do roboty!

1 komentarz:

  1. No to sytuacja się sporo skomplikowała. Też pomyślałem o podsłuchach, skoro w takim wąskim gronie informacje i tak wyciekły. Robi się coraz ciekawiej.

    OdpowiedzUsuń